Jest taka scena w moim ulubionym filmie Jima Jarmuscha „Tylko kochankowie przeżyją”, w której główny bohater, Adam, opisuje teorię kwantowego splątania cząstek. Jak wyjaśnia: „jeśli rozdzieli się dwie splątane cząsteczki i umieści je z dala od siebie, choćby na przeciwległych krańcach Wszechświata, a później zmienia się lub oddziałuje na jedną z nich, druga ulega takiej samej zmianie lub oddziaływaniu.” Czyż nie wydaje Wam się, że podobne zjawisko dotyczy także bliskich sobie ludzi? Dwojga zakochanych, pary bliźniąt, a w szczególności matek oraz ich dzieci, które przez dziewięć miesięcy przed narodzinami są praktycznie zespolone z ciałami swoich rodzicielek?
Recenzja Pępowiny Majgull Axelsson
To właśnie owa nieodgadniona moc zdaje się rządzić bohaterkami powieści Pępowina Majgull Axelsson. Ich relacje z matkami (lub obojgiem rodziców) są zaburzone, a dorastanie w piekle konwenansów, kłamstw, przemocy i przekierowywanych na nie osobistych żalów kładzie się cieniem na całym ich późniejszym życiu. Jednocześnie jednak, w trudny do wyjaśnienia, upiorny sposób pozostają z rodzicami złączone. Choć tak bardzo tego nie chcą, dziedziczą ich złe skłonności i powielają schematy zachowań. Łakną ich uwagi i uznania, nawet jeśli w głębi duszy nimi gardzą. Podświadomie odbierają i przejmują ich emocje, nie mogąc zaznać spokoju ani stworzyć trwałego, indywidualnego uniwersum odczuć. Co gorsza, te mentalne pępowiny rozrastają się następnie na ich własne dzieci, przepompowując do rozwijających się umysłów wzbierającą w ciałach matek gorycz cierpień, rozczarowań i traum.
Istota relacji rodziców z dziećmi i ich wpływu na kształtowanie osobowości oraz dalsze życiowe wybory dorastającego człowieka została przez Axelsson ukazana w zaskakująco niebanalny sposób. Pełne poznanie historii Minny, Anette, Ritvy i Marguerite, dostrzeżenie drogi, która zaprowadziła je do punktu, w jakim się znajdują, wreszcie – pojęcie głębi ich doświadczeń, staje się możliwe dopiero po chronologicznym ułożeniu wszystkich elementów układanki. Psychologiczne portrety bohaterek zarysowują się z wolna, w delikatnych tonacjach i przebłyskach. W drobnych gestach, dyskretnych spojrzeniach, zmyślnie dobieranych strojach i wygięciach pleców.
Gniew nabrzmiewający pod powierzchnią
Akcja „Pępowiny” toczy się w szwedzkim miasteczku Arvika w trakcie groźnego jesiennego sztormu. Kilkoro mieszkańców uciekających przed falą powodzi i drzewami, upadającymi jak zapałki, znajduje schronienie w położonej na wzgórzu restauracji „U Sally”. Widmo śmierci i nieoczekiwany splot wypadków uwalniają wewnętrzne demony bohaterów, każąc im wychylić się poza mur ze złudzeń, którym od miesięcy skrupulatnie się obudowywali, byle tylko ukryć przed sobą prawdę. Teraz, kiedy nie mają już nic do stracenia, mogą przyjrzeć się swoim odbiciom w lustrach niczym surowym zdjęciom bez retuszu. Uwolnić pamięć, ból i gniew nabrzmiewający pod cienką powierzchnią pozorów. Przyznać do swoich błędów i obsesji. Spróbować ocalić resztki tego, co jeszcze ocalić się da…
Najbardziej dotkliwym piętnem, jakie odciska na psychice bohaterek ich nieszczęśliwe dzieciństwo okazuje się fakt, że nie potrafią one kochać. A ponieważ nie są w stanie darzyć własnych dzieci czy partnerów prawdziwymi uczuciami, tworzą sobie „zastępcze” światy. Marguerite toczy równoległe życia wcielając się w wielkie heroiny na deskach teatru, w świetle fleszy, zza których jej syn i mąż stają się jakby mniej widoczni. Minna ubiera córkę w drogie stroje, umieszcza w pokoju rodem ze skandynawskich katalogów i roztacza przed mieszkańcami miasteczka własną wizję Sofii. Anette wyszukuje na wyprzedażach synonimy luksusu, z wolna gromadząc kolekcję rzeczy „z górnej półki” i wmawiając sobie, że stanie się częścią ich wysublimowanego świata. Dziennikarka Ritva przenosi się zaś z miejsca na miejsce, chciwie grzejąc ręce w ogniu wydarzeń i kilkugodzinnej sławy, jaką być może przyniesie jej kolejna prasowa relacja „z samego centrum katastrofy”.
Słowo bez męskiego odpowiednika
Nawet krótka recenzja Pępowiny Majgull Axelsson nie odda jednak znaczenia i ducha powieści, jeśli nie wspomni się o jeszcze jednym jej aspekcie. Wyjątkowo aktualnym w świetle ostatnich wydarzeń w naszym kraju. Należy mianowicie podkreślić, jak trafnie autorka ukazała w niej problem seksizmu, który po latach walki kobiet o swoje prawa i traktowanie na równi z mężczyznami (szczególnie w sytuacji stawiania moralnej oceny) nie tylko nadal istnieje i powraca w wielu codziennych społecznych sytuacjach, ale wręcz ma się świetnie. Axelsson pokazuje, jak łatwo jest zdyskredytować i poniżyć w oczach społeczeństwa kobietę, którą zechce się upokorzyć i bezpowrotnie naznaczyć. Wystarczy użyć do tego jednego słowa. Tylko tyle i aż tyle. Słowo to nie ma męskiego odpowiednika.
Gorąco polecam Wam tę lekturę! Choć jest czymś gatunkowo cięższym niż tylko wciągający dreszczowiec z zagadką w tle, gwarantuję, że będzie doskonale smakować z kawą w deszczowe jesienne dni!