Życie wśród teatralnych dekoracji. O książce Beaty Biały „Osiecka. Tego o mnie nie wiecie”

Recenzja książki Beaty Biały „Osiecka. Tego o mnie nie wiecie”

 

Kiedy miałam piętnaście lat, postanowiłam sobie, że jeśli czegoś naprawdę w życiu zapragnę, to zrobię wszystko, by po to sięgnąć (oczywiście, nikogo po drodze nie krzywdząc). Powtarzałam, że nie chcę być tylko turystką w świecie wyobrażeń, przyglądającą się mijanym krajobrazom i rzeczom, których nie mogę kochać ani posiadać. Kolejne lata i doświadczenia zweryfikowały na szczęście ten uproszczony, konsumpcjonistyczny schemat. A jednak wciąż czuję silną potrzebę przynależności do ludzi i przestrzeni. Chcę stale wiedzieć, że jestem na swoim miejscu, właśnie tam, gdzie powinnam być i nie trwonić pięknych chwil na wyścig pod patronatem wiecznego nienasycenia. Świeżo wydana nakładem wydawnictwa W.A.B, rewelacyjna książka Beaty Biały „Osiecka. Tego o mnie nie wiecie” zafascynowała mnie jednak odwróceniem perspektywy. Ukazując portret Agnieszki składany przez jej przyjaciół z kawałków potłuczonego lusterka, z którego każdemu dostała się inna część, zachęciła mnie jednocześnie do przejrzenia się w tym nieoczywistym obrazie i zadania sobie na nowo fundamentalnego pytania: która z nas żyje naprawdę?

 

W pogoni za życiem

tego o mnie nie wiecie

Wydawać by się mogło, że o Agnieszce Osieckiej powiedziano już wszystko. „Niespokojna dusza”, „kolorowy ptak”, „wieczna dziewczynka”, „cyganka”, „siłaczka”… Gdy tylko pomyślę o słynnej poetce i tekściarce, w mojej głowie aż roi się od zasłyszanych przez lata określeń! A jednak w biografii autorstwa Beaty Biały jest jakaś wyjątkowa świeżość i nowa jakość, której szukałam. Koncepcja książki bazuje na założeniu przeprowadzenia wywiadów z różnymi osobami z bliższego i dalszego środowiska bohaterki. Dziennikarka pragnie w ten sposób stworzyć osobisty i wielowymiarowy portret, który przybliży czytelnikom postać literatki, pozwalając zgłębić jej sekrety, pragnienia czy kierujące nią motywacje. Co ciekawe, efekt jest… prawie odwrotny do zamierzonego, lecz przez to chyba jeszcze bardziej frapujący. Okazuje się bowiem, że każdy z przyjaciół mówi o Agnieszce coś zupełnie innego. Jedni zapewniają na przykład, że poetka nie dbała o sprawy materialne, inni podkreślają, że bardzo pilnowała swoich pieniędzy, a w kwestiach finansowych nie było z nią żartów. Spora grupa przyznaje, iż Osiecka była alkoholiczką, a część stanowczo temu zaprzecza itp. Lusterko składane z małych szkiełek przez Olgę Lipińską, Hannę Bakułę, Magdę Umer, Marylę Rodowicz, Daniela Passenta, Krystynę Jandę, Daniela Olbrychskiego czy Jerzego Satanowskiego odbija zatem coraz mocniej nasycony barwami, ale wciąż zamazany, tajemniczy obraz. Twarz Agnieszki wygląda w nim jak intensywnie kolorowa podobizna oglądana przez szybę z mlecznego szkła.

Lektura książki „Osiecka. Tego o mnie nie wiecie” odsłania przed odbiorcami wiele nieznanych szczegółów i faktów z życia tytułowej bohaterki. Wraz z kolejnymi stronami poznajemy okoliczności powstania niektórych tekstów Osieckiej (świetna okazuje się choćby historia o przerwaniu na pół kartki z „Małgośką” czy ta o panu, który „dojeżdża”). Dowiadujemy się, jakie ukochane przedmioty Agnieszka przechowywała na biurku (jest tam maszyna do pisania Marka Hłaski!). Zaznajamiamy ze wspomnieniami jej szalonych wojaży z Marylą Rodowicz i zagłębiamy w zabawną historię nie-romansu z Danielem Olbrychskim. Dowiadujemy się, że to wcale nie ona jest autorką słów do piosenki pt. „Remedium”: „wsiąść do pociągu byle jakiego…” (też tak myśleliście? A ten tekst napisała Magda Czapińska!). Śmiejemy się do łez z reakcji Jeremiego Przybory, który na przekorne telewizyjne wyznanie Agnieszki, że piosenka „Na całych jeziorach ty” powstała dla leśniczego z Prania, Stasia Popowskiego, miał krzyczeć: „jak tak można?! To SKANDAL!!!”.

Wreszcie, dostrzegamy pewien tragizm postaci Osieckiej jako poetki dla wielu włożonej na zawsze do szufladki z naklejką „tekściarka dla sprzątaczek i kucharek”. Doskonale akcentuje to opisana w „Osiecka. Tego o mnie nie wiecie” anegdota z telefonem poetki do Czesława Miłosza. Informacja, że po drugiej stronie kabla przy słuchawce stoi właśnie Osiecka telefonująca zza oceanu, bardziej niż samego rozmówcę podekscytowała… jego pokojówkę.

A wszystko dlatego, że poetka poświęcała swoje teksty codziennemu życiu i rozterkom zwykłych ludzi, operując przystępnym językiem, który miał szansę trafić do każdego. Nie bez znaczenia był chyba w tym przypadku również fakt, że pisała bardzo dużo, nie dokonując selekcji utworów, jak robi to prawie każdy twórca. Pisanie na zmianę lepszych i gorszych tekstów jest dla każdego literata czymś całkowicie naturalnym, tyle że większość z nich ukrywa przed światem swoje mniej udane próby. Ona dawała nam siebie bez korekt.

 

Która z nas żyje naprawdę?

Tego o mnie nie wiecie
Fot. Grażyna Frąckowiak

„Osiecka. Tego o mnie nie wiecie” przede wszystkim jednak pozwala nam poznać Agnieszkę jako osobę, która egzystuje jakby w świecie tymczasowych teatralnych dekoracji. Przez całe życie mieszka z matką, zajmując swój urządzony w dzieciństwie pokój i prawie niczego w nim przez lata nie zmienia. W wakacje jeździ z przyjaciółmi do mazurskich Krzyży, ale tylko ona zatrzymuje się tam nie we własnym letniskowym domu, tylko w urządzonej w artystycznym stylu obórce. Nieustannie rozdaje znajomym swoje ubrania i przedmioty, nawet jeśli są to kosztowne pamiątki z dalekich podróży. Odchodzi z jednej przyjaźni do drugiej, niekiedy znikając z czyjegoś życia nagle i bez słowa. Ucieka wciąż w nowe miłości i romanse rodem z letnich filmów drogi. Niczego nie ma na własność i jak nomada nie zapuszcza korzeni nigdzie ani w nikim. Nie potrafi albo nie zamierza stworzyć czegokolwiek na stałe. Tak jakby była przekonana, że wszystko w świecie ma swoją datę ważności.

Śledząc jej nieustanną pogoń za życiem, marzeniami i kolejnymi zachwytami, zaczęłam się zastanawiać, która z nas wymyśliła to sobie lepiej. Która żyje naprawdę? Z jednej strony można poczuć się oczarowanym choćby jej romantycznym, tajnym związkiem z Jeremim Przyborą, po którym pozostały niezwykle liryczne listy, stworzone jakby pod piórem wybitnego pisarza i przypisane dwojgu literackim bohaterom. Z drugiej, trudno oprzeć się wrażeniu, że to wzniosłe uczucie rozgrywa się raczej w przestrzeni wyobraźni i słów, aniżeli w rzeczywistości. Mimo to zazdroszczę Osieckiej odwagi do ciągłych poszukiwań oraz łatwości, z jaką przyjmowała kolejne pożegnania. W końcu nasze domy, wspomnienia w głowach przyjaciół, zdjęcia, przedmioty, którymi się otaczamy, a nawet coś tak abstrakcyjnego jak teksty, zawsze w końcu okazują się trwalsze niż my…

A Wy jak sądzicie? Który styl życia jest bardziej prawdziwy?

Fot. Grażyna Frąckowiak

4 Comments

  1. Gośka

    Ciekawe przemyślenia! Kurczę to chyba wieczna rozterka dla każdego. Kiedy gdzieś jestem też często myślę, że może powinnam być właśnie gdzieś indziej i to nie ma końca ;).

  2. Książkojadek

    Osiecka. tego o mnie nie wiecie książka na pewno warta jest przeczytania! Miałam już w ręku kilka biografii o tej wspaniałej tekściarce, ale ta szczególnie mnie zainteresowała! Muszę poszukać jej w ciekawych wakacyjnych promkach ;).

  3. Estera

    Myślę, że ten, który jest bliższy danej osobie. Każdy z nas ma inne priorytety i innymi wartościami się kieruje. Ważne, żeby – tak jak napisałaś – nie krzywdzić innych osób.

    1. Agnieszka

      Mnie się to po prostu nieustannie zmienia i raz myślę tak, a raz inaczej. Nieustanna, nieprzemijająca zagwozdka!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *